środa, 26 września 2012

Byłam wczoraj na spotkaniu wspólnoty akademickiej.
I nie wiem, mam mieszane uczucia.
Kilkaset osób w kościele, wspólna modlitwa, uwielbiane Boga, dziękowanie Mu, proszenie o coś. To nie chodzi o to, że ja znowu czego 'nie czuję'. Do tego jestem przyzwyczajona, ale jakoś tak... Może dlatego, że nie byłam na całym spotkaniu? Dla świeżaków było spotkanie informacyjne. Rys historyczny wspólnoty, to jak ona obecnie funkcjonuje. Fajnie...wszystko fajnie... Spróbuję tam chodzić co tydzień, zobaczymy, jak to będzie wyglądało. Jest tylko jeden problem, spotkania są o 20:00 a ja o 22:00 muszę być w mieszkaniu, czyli zawsze będę musiała urywać się spotkania... Nie pytajcie dlaczego tak jest.
Zobaczymy, wspólnot w tym mieście nie brakuje. Trzeba przemodlić.

A dzisiaj marsz do spowiedzi, bo znowu się rozleniwiłam i idę w olewkę!

poniedziałek, 17 września 2012

Maryja była nawiedzona i źle na tym nie wyszła.

Powinnam coś napisać. Powinnam, czy chcę?
Chcę.
Do tej pory czułam przynaglenie, żeby coś napisać, bo powinnam to zrobić. Próbowałam (nieudolnie) stworzyć coś mądrego w swojej głowie, szukałam inspiracji... Na nic. A teraz tak po prostu przyszła chęć, żeby coś napisać, coś od siebie.
Jak zwykle trudno zebrać mi myśli i zacząć tworzyć coś sensownego...

Nie rozumiem siebie, nie ogarniam, brakuje mi siły, a może właśnie nie brakuje?
Dziwna sytuacja jest ze mną. Bardzo dziwna.
Może od początku...
Urodziłam się 19 lat temu, tak, rocznik '93.
Przez 17 lat żyłam, jak typowy katolik w naszym kraju. Co niedzielę do kościoła, rano i wieczorem paciorek, czasami nawet nie. Nie zastanawiałam się na tym wszystkim głębiej. Bóg jest, no okej, pewnie jest, a może nie? Jako dziewczyna wychowana w chrześcijańskiej rodzinie swój obowiązek spełniałam i nie zastanawiałam się nad tym wszystkim.
Potem tak się w moim życiu wszystko potoczyło, że pojechałam na 1, 2, 3 rekolekcje... i w sumie nic. Dalej tego wszystkiego nie ogarniałam.
Wakacje 2010. Pamiętne. Wątpiłam wtedy bardzo mocno w istnienie Boga, straciła dla mnie sens ta teoretyczna wiara.
Rekolekcje, o św. Franciszku... i wtedy się wszystko zaczęło...
I trwa do dzisiaj :)
Uświadomiłam sobie, że tylko życie z Bogiem ma sens. I że tylko życie w Komunii z Nim może dać mi spokój i szczęście. Zrozumiałam, co to znaczy być letnim. Nie chcę tak być, to najgorsze co może być. Nie chcę i nie potrafię. Zimna? Próbowałam być, bardzo chciała... nie potrafię... Gorąca? Czysta abstrakcja, staram się do tego darzyć, stawiam sobie za cel, skutek? Marnawy. Odkąd to wszystko do mnie dotarło życie stało się zdecydowanie bardziej skomplikowane.

I w tym momencie znów nie mogę zebrać myśli, dochodzę do wniosku, że powinnam przestać pisać.

Albo nie...
Nie mogę dojść do porządku sama z sobą. Koniec z retrospekcją, skupmy się na teraźniejszości.
To jestem ja. Modlę się, bo wiem, że muszę, że jeśli przestanę to przepadnę. Ale żeby tak porozmawiać z Panem Bogiem i powiedzieć Mu, co mi leży na sercu to już nie. Za trudno.
Myślę o Nim, pewnie, że tak. Zawsze myślałam, chociaż były takie momenty, kiedy uparcie błagałam, żeby zniknął z mojego życia. Nie posłuchał, całe szczęście, że nie posłuchał.
Jak obecnie mają się sprawy? Po 8 miesięcznej nieobecności w KK powróciłam. Jak sobie radzę? Trochę lipnie, ale... w sumie trwam, więc to chyba dobrze, prawda? Nie odchodzę, nie płaczę, nie przestaję się modlić... Bywało gorzej, zwykle po kilku dniach odpadałam. Przestawałam się modlić, lądowałam na jakiejś imprezie. A teraz trwam od 23.08.12r.trwam. Hmm... może jeszcze sobie medal za to osiągnięcie zafunduję?
Robię to z obowiązku, bo nie chcę lądować znowu na dnie, bo chcę zawalczyć o swoje życie. Tak na serio. A to jest ciężkie... bardzo ciężkie... Mam nadzieję, że nagroda będzie naprawdę warta tych starań, jeśli ją zdobędę oczywiście ;]
Teraz opadam już z sił... Modlę się brewiarzem, bo wiem, że muszę się modlić. Na początku zrobiłam sobie piękny grafik modlitwy. Stosowałam się do niego przez jakieś 2-3 dni, ale to było do przewidzenia... czasami różaniec, czasami 'coś' innego... bo wiem, że muszę. że jeśli przestanę, nie pójdę do Komunii, a wtedy nastąpi schemat dziurawego buta. A tego nie chcę, naprawdę nie chcę, bo to jest jeszcze gorsze od walki o siebie samą, bo wtedy tracę samą siebie.
Tylko nie wiem, czy taka modlitwa się 'liczy'. Bo ja tak naprawdę w nią uciekam przed Panem Bogiem. Nie chcę z Nim rozmawiać, nie potrafię, nie umiem, boję się... i czuję, że coraz bardziej się zamykam. skomplikowane to wszystko. Okej, już po jutrzni, odbębnione, teraz jeszcze jakaś dziesiątka różańca w ciągu dnia i jesteśmy w domu, mam spokój.
Nie chcę tak, nie chcę...

Coś do posłuchania:
i myśl dnia dzisiejszego:




Maryja była nawiedzona i źle na tym nie wyszła.
                                                                                                                                                ( Robert „Litza” Friedrich)

PS
Tak oto powstała notka o wszystkim i o niczym.

sobota, 8 września 2012

Tytułem wstępu...

   Pierwszy post, jest stres :) Chociaż to nie jest mój pierwszy blog. To już mój...tak, to już trzeci blog.
Ten blog będzie podobny, chociaż nie taki sam, do mojego pierwszego wirtualnego pamiętnika. Tamten już nie istnieje, usunęłam go. Dobrze, czy źle...nie wiem. Jakiś etap został zamknięty, teraz rozpoczął się nowy.
Nowy etap, który czerpie doświadczenie z wydarzeń przeszłości.
Mam nadzieję, że ten blog będzie dojrzalszy, szczery i że przyniesie dobre owoce...
Nie znajdziecie na nim moich zdjęć, informacji o życiu prywatnym, mojego życiorysu, etc. ;) Co znajdziecie? Cóż, o tym, moi drodzy, potencjalni Czytelnicy będziecie mogli się przekonać już wkrótce.

Skąd adres bloga? Tutaj historia dosyć ciekawa i oryginalna. Autor tych słów zapewne nie pomyślał, że staną się one inspiracją dla takiej osoby, jak ja ;) ale o tym może napiszę innym razem... ależ tajemnicza się robię ;)

Tytuł bloga?
To słowa mojej ukochanej Matki Teresy, która jest patronką tego bloga. Mam nadzieję, że nie będzie miała mi tego za złe, widząc, co tu piszę ;) Jest ona mi w jakiś szczególny sposób bliska... Bardzo chcę ją bliżej poznać, może uda mi się przybliżyć ją innym osobom, poprzez tego bloga.
Dumam nad tą notką już od kilku godzin, chyba czas kończyć ;)

Dzisiaj urodziny naszej Matki, myślę, że wybrałam dobry dzień, na założenie tego bloga!

Pax!